Piekło Północy to nowy bieg na sportowej mapie Polski, w którym wziął udział Karol Lipowski z ZOELLER TECH. Bieg trwał od 31.05.2019r. do 01.06.2019 r.
Trasa przebiegała przez tereny północnych Kaszub. Na Karola czekały wzniesienia, morze, plaża, Puszcza Darżlubska, Wysoczyzna Żarnowiecka, klify nadmorskie, Zatoka Pucka, tereny bagniste. Zbiegi i podbiegi. Jednym słowem piekielne biegowe wyzwanie, które Karol Lipowski wygrał na dystansie 140 km!
Oficjalny czas to 16h 08min i 24sek.
Gratulujemy!!
A oto jak wyglądała rywalizacja podczas biegu:
„Początek biegu bardzo ostrożnie, na pierwszych 30km jest sporo górek. Zaczynam na 5-ym miejscu, myśląc o tym ile jeszcze przede mną. Pierwszy punkt na 18km i szok – Andrzej Mazur (jeden z faworytów) pomylił trasę i zakończył bieg. Nie mogłem uwierzyć – ale jak? Gdzie? Dlaczego zakończył? Z automatu przesunąłem się na 4te miejsce. W okolicach małej Piasnicy na 30km, ściemnia się i ochładza. Zgodnie z planem tam ubieram kurtkę i czołówkę. Teraz przez kolejne 10km trasa się trochę wypłaszacza. Zaczynam żwawiej biec. Przesuwam się 3miejsce. Przede mną jest już tylko Ania Karolak i prowadzący Mirosław Sprenger. Na 42km jest punkt żywieniowy nad Jeziorem Dobrym. Tu spotykam Anię. Zerkam na nią, staram się szybko ogarnąć aby wyruszyć razem z nią z tego punkt, ale nic z tego. Ania odwraca się i biegnie dalej. Myślę sobie – „Ale twarda babka.” Dwa kilometry dalej doganiam ją, i od tego momentu kolejne 70km biegniemy razem. Wspólnie mijamy bardzo wymagający odcinek trasy przy jeziorze Żarnowiecki. Nie znam tych rejonów, jest ciemno. Musimy często zwalniać i kontrolować trasę. Wreszcie o godzinie 1:40 docieramy do Krokowej. Tam jest zorganizowany przepak. Przebieram buty, zmieniam czołówkę i bufa, zabieram powerbanka, jem zupę, popijam, kilka słodkości w rękę i w drogę. Zaczynamy biec i szok – do punktu zbliża się Andrzej ?! Ania bardzo się ucieszyła na jego widok. Ja nie podzielam tych emocji. Wiem, że ten facet już na pewno nas dogoni. Co prawda wyglądał jak zwłoki, ledwo biegł i nie bardzo mógł cokolwiek powiedzieć. Ale On odrobił 40min straty do nas!!! Myślę sobie – WTF? na co go jeszcze stać? Jakiś terminator??? Faktycznie Andrzej dogonił nas jakieś 15km dalej. Ania wiedząc, że Ja z Andrzejem będę musiał stoczyć bezpośrednią walkę o podium rzuciła do mnie – „jak chcesz to przyśpieszaj” – mruknąłem tylko „za szybko jeszcze”.
Przed nami było ponad 50km. Do tego w tym momencie biegliśmy po plaży. Moje nogi nie miały najmniejszej ochoty na przyśpieszanie. Kolejne 30km biegliśmy w trójkę. Dopiero na 111km, na punkcie w Rzucewie, podjąłem decyzję o rozerwaniu tej mini grupy. Wiem, może to było mało gentelmeńskie, ale musiałem. Po wybiegnięciu z Rzucewa na asfaltowej drodze delikatnie podkręciłem tempo. Skupiłem się na biegu, oddechu, pracy rękami. Biegłem nie odwracając się za siebie. Jeden kilometr, drugi, trzeci…wciąż czuję oddech Andrzeja. Odwracam się, widzę, że i na Ani nie robi to specjalnego wrażenia. Co prawda została z tyłu, ale tylko 10m… Myślę – spoko, ja mam jeszcze zapas, a teraz wbiegniemy w las. Tam ja czuję się lepiej. Jeden podbieg, drugi, kawałek prostej, zakręt, zbieg. Odwracam się, Andrzej wygląda naprawdę słabo, Ani nie widać. Stwierdzam, że nie ma sensu dalej próbować gubić Andrzeja. Ostatnie 10km to jeszcze większe górki, jestem pewny, że tam go zgubię. Docieramy do Redy i kolejny punkt na 130km, bardzo szybko jem, popijam, na drogę zabieram niewiele płynów. Zostało tylko 10km. Ten odcinek trasy znów znam bardzo dokładnie. Dostaję info, że prowadzący Mirek pomylił trasę. Mam bardzo niewielką stratę. Przyśpieszam, biegnę już bez kalkulacji. W głowie tylko jedno zadanie – biegnij, biegnij…Znów podbiegi, znów trasa w górę i w dół. Bardzo wymagający odcinek. Ale ja tu przecież robiłem dziesiątki treningów. Wiem jak rozłożyć siły na podbiegach. A potem już wystarczy tylko biec. Cztery kilometry do mety, trzy kilometry, ostatnie leśne zakręty, kilka hopek i długi zbieg na szmeltę. Zakręt w prawo i widzę wolontariuszy. Na mój widok wyjmują telefon i dzwonią na metę. Ostatnie 500m i słyszę głos spikera „pierwszy zawodnik z dystansu 140km” Poprawiam się, równam krok, staram się biec jakbym wyszedł na 10km przebieżkę. Widzę wiwatujących ludzi. Myślę sobie – JEST JEST JEST !!! JA NA SERIO TO WYGRAŁEM!!! Nie mogę uwierzyć… Emocje takie, że łzy same cisną się do oczu. Ale staram się nie dać po sobie poznać. Jestem mega szczęśliwy. Na mecie wszyscy mi gratulują… JEST EKSTRA!!!
Karol Lipowski